Od 1 listopada 2025 r. w całej UE zaczęły obowiązywać nowe limity stężeń retinolu i wybranych estrów witaminy A, które powinny spełniać dermokosmetyki. Z perspektywy gabinetów i salonów kosmetologicznych nie oznacza to wcale końca skutecznych terapii anti-aging.
Witamina A i jej estry to związki odgrywające ważną rolę w regeneracji skóry. Retinol i jego pochodne są jednymi z najczęściej stosowanych składników aktywnych, które zawierają dermokosmetyki anti-aging. 1 listopada 2025 r. weszło w życie Rozporządzenie Komisji (UE) 2024/996, dotyczące stosowania w kosmetykach witaminy A oraz kilku innych substancji.
Oznacza to, że od tego dnia do obrotu unijnego mogą trafiać wyłącznie dermokosmetyki zgodne z nowymi limitami. Preparaty kupione wcześniej, które je przekraczają, mogą być sprzedawane do wyczerpania zapasów, najpóźniej do 1 maja 2027 r.
Skąd się wzięły ograniczenia
Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS) stwierdził, że stosowanie witaminy A jest bezpieczne, ale uznał, że ogólne narażenie populacji na witaminę A może przekroczyć górny poziom spożycia, ustanowiony przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. SCCS dodał, że udział witaminy A z produktów kosmetycznych, choć niski, może budzić obawy w przypadku konsumentów najbardziej narażonych na tą witaminę (5 proc. całej populacji) z żywności i suplementów diety (opinia naukowa SCCS w sprawie witaminy A).
W związku z tym stosowanie substancji – Retinol, Retinyl Acetate i Retinyl Palmitate – ograniczono do maksymalnego stężenia 0,05 proc. równoważnika retinolu (RE) w emulsjach do ciała i 0,3 proc. RE w innych produktach niespłukiwanych i spłukiwanych. Ponadto w przypadku każdego produktu kosmetycznego, zawierającego te związki obowiązkowe jest następujące oznakowanie: “Zawiera witaminę A. Przed użyciem należy uwzględnić jej dzienne pobranie”.
Krok w dobrą stronę
– Dla gabinetów oznacza to czas na zaplanowanie reformulacji, porządek w stanach magazynowych i spokojne przeprowadzenie klientek na nowe protokoły – uważa Dagmara Nowak-Barańska kosmetolog i założycielka krakowskiej Beauty Lounge Daga Nowak. – Po 1 listopada 2025 r. nie dokupimy już “starych” formuł. Natomiast to, co zostało, można legalnie wykorzystywać podczas zabiegów w “oknie przejściowym” do maja 2027 r. – tłumaczy.

Zauważa, że współczesny konsument częściej używa suplementów i jednocześnie chętniej sięga po dermokosmetyki z retinoidami. Te źródła sumują się do jednego bilansu dziennego, który u części osób może wykraczać poza bezpieczne wartości.
Według niej ujednolicenie limitów oraz obowiązek wyraźnego informowania o obecności witaminy A porządkują komunikację i przenoszą rozmowę z pytania „ile procent?” na „jak odpowiednio stosować dany kosmetyk, by utrzymać skórę w jak najlepszej kondycji?”. – Z punktu widzenia praktyka to krok w dobrą stronę – podsumowuje krakowska kosmetolog.
Skuteczność w niższych stężeniach
– Wyższe stężenia potrafią przyspieszyć widoczność efektów, ale równie często zwiększają ryzyko rumienia i złuszczania, które finalnie niwelują postępy – przestrzega i dodaje, że w przypadku retinoidów o skuteczności terapii w dużej mierze decydują regularność, technologia formulacji i sensownie dobrana częstotliwość.
Ekspertka uważa, że praca w ramach nowych limitów pozwoli na stabilniejsze prowadzenie pacjentek, budowanie tolerancji i utrzymywanie przewidywalnego rytmu aplikacji. Niższe stężenia nie przekreślają efektów, a jedynie zmieniają trajektorię kuracji. Start bywa spokojniejszy, ale rezultaty są trwalsze.
– Jeśli zaufamy procesowi, zadbamy o tolerancję i konsekwentną fotoprotekcję, skóra odwdzięczy się sprężystością, równym kolorytem i zdrowym blaskiem – mówi kosmetolog.
Agresywanie czy bezpiecznie
Przyznaje, że są wskazania, w których bardziej agresywne podejście ma uzasadnienie, zwłaszcza w wybranych dermatozach, takich jak trądzik. – Takie preparaty pozostają jednak w gestii specjalistów, nie powinny być traktowane jak kosmetyki do użytku domowego – uważa Dagmara Nowak-Barańska. Jej zdaniem najlepiej sprawdza się model, w którym intensywniejsza terapia odbywa się w gabinecie, a pielęgnacja domowa stabilnymi formułami utrwala i podtrzymuje efekty.
Ekspertka zwraca uwagę, że nowe przepisy uruchomiły falę przemyślanych reformulacji. Według niej dobre laboratoria nie ograniczają się do korekty procentów, lecz inwestują w stabilizację, enkapsulację i nośniki, które decydują o sposobie docierania retinoidu w głąb skóry, a także o tym, jak długo tam działa.
Zakupy z głową i kontrola jakości
Zmiany prawne sprzyjają pokusie szukania starszych formuł poza oficjalnym obiegiem. Jak jednak mówi Dagmara Nowak-Barańska, jest to ryzyko, którego nie warto podejmować. – Retinoidy są wrażliwe na światło i temperaturę, a niewłaściwy transport potrafi zniszczyć ich aktywność – zwraca uwagę.
Jej zdaniem dermokosmetyki z niepewnego źródła mogą nie działać albo niepotrzebnie podrażniać. – W gabinecie stawiam na jasną komunikację: razem z klientką czytamy składy i deklaracje, a zakupy realizujemy wyłącznie z zaufanych kanałów, aby mieć realną kontrolę nad tym, co finalnie trafia na skórę – podsumowuje kosmetolog.
Płynne przejście na nowe zasady
Dagmara Nowak-Barańska radzi sięgać po stabilne, dobrze zaprojektowane formuły. Jeśli wcześniej w rutynie pojawiały się wyższe stężenia, jej zdaniem warto jest stopniowo przejść na retinal albo na retinol mieszczący się w nowych limitach.
Radzi wprowadzać je stopniowo, zgodnie z dwunastotygodniową adaptacją, dbając przy tym o komfort bariery hydrolipidowej. – Przy pierwszym kontakcie z witaminą A zaczynam zawsze od niższych zakresów, około 0,25–0,3, a następnie cierpliwie buduję tolerancję, bo liczy się to, co dzieje się po kilku miesiącach, a nie po trzech aplikacjach – tłumaczy ekspertka Beauty Lounge Daga Nowak.
Źródło: Rynek estetyczny / UE , Beauty Lounge Daga Nowak