Po studiach kosmetolog „znika” z rzeczywistości prawnej – zauważa prof. Radosław Śpiewak, kierownik Zakładu Dermatologii Doświadczalnej i Kosmetologii Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dyrektor naukowy Instytutu Dermatologii w Krakowie. Według niego potrzebne jest jasne rozgraniczenie kompetencji lekarzy i kosmetologów, jednak rynek zabiegów estetycznych to swego rodzaju tort do pokrojenia i prawdopodobnie zawsze będzie skazany na mniejszy lub większy konflikt.
Rynek Estetyczny: – Panie Profesorze, pojawiają się kontrowersje co do tego, jakie zabiegi może wykonywać kosmetolog, a jakie lekarz. Lekarze często jako taką nieprzekraczalną granicę wymieniają barierę skórno-naskórkową. Jaki jest Pański pogląd w tej kwestii?
Radosław Śpiewak: – Uważam, że bariera skórno-naskórkowa jest rzeczywiście umowną granicą, która dobrze działa na wyobraźnię. Chodzi o to, że jest prosta do definiowania np. dla prawodawcy. Można się nią też w miarę jasno posługiwać w dyskusji. Myślę, że tak naprawdę taki podział kompetencji na podstawie pojęcia anatomicznego nie jest doskonały, ale jest lepszy, niż nic.
Lepsze byłoby podejście skupione na ryzyku, czyli podstawą rozdziału kompetencji byłoby szacowane ryzyka związanego z danym zabiegiem. Chodzi o ryzyko powikłań i inwazyjność zabiegu, przy czym trzeba by przemyśleć praktyczne rozwiązania. Jeśli występuje pewne konkretne i przewidywalne ryzyko zabiegowe, to osoba wykonująca taką procedurę powinna być w stanie leczyć ewentualne powikłania, czyli de facto powinna być lekarzem.
Granica naskórka działa na wyobraźnię i jest przydatna, są jednak zabiegi, które nie naruszają granicy naskórka, a mogą być bardzo inwazyjne lub wiązać się z szeregiem działań niepożądanych. Działającym na wyobraźnię przykładem może być radioterapia, która wszak ciągłości skóry nie narusza, jednak również niepoprawnie przeprowadzony zabieg z użyciem radiofrekwencji, czy wysokoenergetycznego światła może powodować poważne powikłania zdrowotne.
Jest to problem bardziej złożony i wymaga tak naprawdę powołania grupy ekspertów, która by oceniła, które zabiegi są na tyle bezpieczne, że mogą być wykonywane przez osoby bez kwalifikacji lekarskich, a które nie.
Problem jest też z ramami prawnymi, dotyczącymi zawodu kosmetologa, bo definicja kompetencji zawodowych kosmetologa kończy się na standardach kształcenia. Są standardy kształcenia, wymagania, co student kosmetologii powinien zaliczyć, żeby uzyskać tytuł licencjata, czy tytuł magistra. Po studiach kosmetolog „znika” z rzeczywistości prawnej i jest wymieniony tylko raz w jednym z rozporządzeń, zresztą wśród zawodów medycznych.
Nie ma jednak ustawy, czy nawet rozporządzenia regulującego wykonywanie zawodu kosmetologa. W przeszłości podejmowano próby zmiany tego stanu rzeczy, m. in. podjęto inicjatywę ustawodawczą, nawet doszła ona do etapu konsultacji społecznych.
Inicjatywa niestety upadła gdy wygasła kadencja Sejmu w 2011 r. To jest w Polsce przekleństwo inicjatyw obywatelskich, tak potrzebnych w państwie demokratycznym.
– Może warto zebrać taki zespół ekspertów, który oceni ryzyko zabiegowe?
– Jak najbardziej warto, tylko tam, gdzie chodzi o pieniądze chęć zgody zwykle nie jest duża. A tu mamy bez wątpienia konflikt interesów. Rynek zabiegów estetycznych to swego rodzaju tort do pokrojenia i prawdopodobnie zawsze będzie tu mniejszy lub większy konflikt między lekarzami i kosmetologami, komu ile tego tortu powinno przypaść.
Przecież chodzi tu o zajęcie jak największej części rynku. Trzeba przyznać, że niekiedy w tym sporze z obu stron padają kuriozalne stwierdzenia…. (…)
Cały wywiad do przeczytania w styczniowym numerze magazynu „Rynek estetyczny” w e-wydaniu